Na wszystkich straganach panoszą się oczywiście truskawki – do wyboru, do koloru, a każdy sprzedawca zachwala swój towar jak tylko umie najlepiej. Obok poustawianych równiutko łubianek piętrzą się młode kalafiory, pęczki marchewki i pietruszki, różne gatunki pomidorów i wyłącznie polskie ogórki gruntowe – moje ulubione.
Poprosiłam o pęczek koperku – zajął pół koszyka! Koło niego wylądowała jeszcze kolorowa dymka – fioletowa i biała, młode buraki (idealne na chłodnik), młodziutka włoszczyzna i cukinia, z której przygotuję wspaniałe leczo… Kalafiory białe jak śnieg, ale którego wybrać, kiedy wszystkie piękne, a obok zieloniutkie brokuły… Co robić? Kupiłam i jedno, i drugie. Dalej nie było łatwiej – pomidory, jakie dusza zapragnie – ja lubię malinowe, ale te zwykłe najlepiej sprawdzają się w leczo, w koszu lądują zatem oba rodzaje. Jeszcze młode ziemniaki, żeby koperkowi nie było przykro… I koniecznie mleko od krowy, które - do kompletu - nastawię na zsiadłe. 

Potem już prosto do zaprzyjaźnionej Pani Jajeczkowej, u której kupuję wyśmienite jajka. Niestety… tu nie było dobrych wiadomości. W zeszłym tygodniu lis wydusił aż cztery kury, co przy dziesięciu, które Pani Jajeczkowa miała przed wizytą lisa, robi dużą różnicę… Ale jajka kupić się udało.
Najbardziej lubię sobotnie śniadanie, zaraz po powrocie z targu. Wracam głodna jak wilk, a w koszyku dźwigam tyle skarbów… I kiedy tylko przekraczam próg mojego domu, już nie mogę się doczekać następnej soboty!
Wypad na ryneczek to świetna sprawa, mimo zmęczenia dla mnie spore odprężenie, ogromne ilości warzyw i owoców:) mmmmm
OdpowiedzUsuń